środa, 24 lutego 2016

Moi mistrzowie rysunku - Część I: Jiri Anderle




       Rysunek jest świeży i bezpośredni. Urzeka często niefrasobliwością nakładanych na siebie linii. Jest w tym ,,nagość", która ujawnia charakter twórcy. To jakby rodzaj fusów, z których można wywróżyć jego intencje. W rysunku zastajemy swoistą ,,wiwisekcję przedmiotu" opracowaną za pomocą linii. Wodząc wzrokiem po powierzchni pracy spostrzegamy warstwy żyłkowań i kresek, odtwarzając ,,krzywą balistyczną" wprawionego w ruch narzędzia. Jest w tym jakaś ,,przeźroczystość", która sprawia, że stajemy się poniekąd odkrywcami intencjonalności tych śladów. 
       Powyższy wstęp lub niejako apologia rysunku jest tym, co w sztuce Jiri Anderlego czeskiego grafika znajduje pełne odzwierciedlenie. Przypatrując się  tej gęstwinie złożonych  partii rysunkowych, na pozór nonszalancko potraktowanych, z zaskoczeniem dostrzegamy niezwykle precyzyjnie opracowane podwarstwy, gdzie tętni mnogość światów. Artysta porusza się w  obrębie quasi surrealizmu, pełnego  odniesień do  renesansu czy sztuki afrykańskiej. Twarze, które przedstawia, czasem przesiąknięte  na wskroś demonicznym klimatem masek plemiennych, są zapewne wynikiem jego pasji, jakim jest kolekcjonowanie, już od wielu lat, wytworów sztuki afrykańskiej. Oprócz tych osobliwych portretów artysta trawestuje znane nam fragmenty z prac, choćby Leonarda da Vinci, nadając im nową formę, otwierając nowe pola znaczeń.  Anderle wykorzystuje  motywy dawnych mistrzów dobierając jak najbardziej współczesną ,,galanterię". 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz