niedziela, 28 lutego 2016

Moi mistrzowie rysunku - Część II: Czesław Słania



            Znany na całym świecie (tylko nie w Polsce) Czesław Słania zdobył wszystko, co może zdobyć rysownik za życia. Nawet uznanie królów (odznaczenia od króla Szwecji Gustava VI Adolfa, królowej Danii Małgorzaty II, księcia  Monako Rainera III). Podobnym prestiżem za życia cieszył się chyba tylko Tycjan. Znana jest opowieść o tym, jak to król Karol V ,,rzucił się", by podnieść upuszczony pędzel malarza, wypowiadając przy tym słowa: ,,koronowanych głów jest wiele, Tycjan tylko jeden". Z całą pewnością Czesław Słania  jest tylko jeden.  Jego droga jako artysty, szczególnie ta w najwcześniejszym okresie, to prawdziwy etos rysownika gangstera. Przed wojną, która przypadła na lata jego młodości, podrabiał bilety oraz legitymacje szkolne  kolegów,  z taka precyzją, że żadna  kontrola nie była w stanie tego wykryć. Często robił to w pociągu  ,,na kolanie", przemierzając  swobodnie ze swoimi przyjaciółmi  całą Polskę. Zapewne nie narzekali też na brak pieniędzy, ponieważ Czesiek zawsze  mógł dorobić kilka dolarów. W czasie okupacji, jak można było się spodziewać trafił do sekcji podrabiania dokumentów. Artysta już wtedy upodobał sobie miniaturowe formaty, dlatego też po wojnie zajmował się głównie projektowaniem znaczków pocztowych.  Jeden z nich narysował w ramach swojego dyplomu, kończąc Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie z ważnym odznaczeniem Summa Cum Laude. Zaprezentował  wtedy ,,Bitwę pod Grunwaldem" wielkości ok. 10 cm, którą rytował przez około 2 lata. To był ten moment, w którym uznano jego mistrzostwo.



Szybko przeniósł się do Szwecji, gdzie założył firmę, a potem związał się z Pocztą Szwedzką, rytując portrety królów i ważnych osobistości (był nadwornym rytownikiem króla Szwecji). Na uwagę zasługują także jego projekty banknotów dla takich krajów  jak Litwa, Portugalia, Kanada, Brazylia, czy Wenezuela. Słania obrał iście królewską drogę pośród zaszczytów i orderów. Być może w zbiegu niepomyślnych okoliczności takich np. jakie przytrafiły się Salomonowi Horowitzowi w filmie ,,Fałszerze" nasz rodak mógłby skończyć jako kryminalista. ,,Bo po co zajmować się sztuką, łatwiej zarabiać pieniądze podrabiając je" - mówił bohater filmu. Czesław Słania na szczęście odnalazł kompromis.


zdjęcia pochodzą ze strony: www.theburinofczeslawslania.com



środa, 24 lutego 2016

Moi mistrzowie rysunku - Część I: Jiri Anderle




       Rysunek jest świeży i bezpośredni. Urzeka często niefrasobliwością nakładanych na siebie linii. Jest w tym ,,nagość", która ujawnia charakter twórcy. To jakby rodzaj fusów, z których można wywróżyć jego intencje. W rysunku zastajemy swoistą ,,wiwisekcję przedmiotu" opracowaną za pomocą linii. Wodząc wzrokiem po powierzchni pracy spostrzegamy warstwy żyłkowań i kresek, odtwarzając ,,krzywą balistyczną" wprawionego w ruch narzędzia. Jest w tym jakaś ,,przeźroczystość", która sprawia, że stajemy się poniekąd odkrywcami intencjonalności tych śladów. 
       Powyższy wstęp lub niejako apologia rysunku jest tym, co w sztuce Jiri Anderlego czeskiego grafika znajduje pełne odzwierciedlenie. Przypatrując się  tej gęstwinie złożonych  partii rysunkowych, na pozór nonszalancko potraktowanych, z zaskoczeniem dostrzegamy niezwykle precyzyjnie opracowane podwarstwy, gdzie tętni mnogość światów. Artysta porusza się w  obrębie quasi surrealizmu, pełnego  odniesień do  renesansu czy sztuki afrykańskiej. Twarze, które przedstawia, czasem przesiąknięte  na wskroś demonicznym klimatem masek plemiennych, są zapewne wynikiem jego pasji, jakim jest kolekcjonowanie, już od wielu lat, wytworów sztuki afrykańskiej. Oprócz tych osobliwych portretów artysta trawestuje znane nam fragmenty z prac, choćby Leonarda da Vinci, nadając im nową formę, otwierając nowe pola znaczeń.  Anderle wykorzystuje  motywy dawnych mistrzów dobierając jak najbardziej współczesną ,,galanterię".